Dom pierwotnych stał praktycznie
w centrum Mystic Falls. Nie można było go nazwać zwykłym mieszkaniem. Już z
zewnątrz jasny i niemal monumentalny budynek przypominał płac.
Przy wejściu przywitał nas Niklaus
w pięknym czarnym fraku z muchą zamiast krawata.
- Witam, moi drodzy przyjaciele –
powiedział, pokazując gestem, żebyśmy weszli do środka. Wystrój przestronnego
wnętrza bardzo mnie zdziwił. Spodziewałam się raczej staroświeckiego wystroju
podobnego do tego z pensjonatu Salvatorów, a jednak się przeliczyłam. Cały dom
był jakby wyjęty z najnowszego katalogu.
Na środku przestronnego salonu, w
którym obecnie staliśmy, były piękne marmurowe schody, z których właśnie
schodziła piękna blondynka w zielonej suknie do ziemi. Wyglądała jak księżniczka,
której ukradziono diadem. Zaraz za nią pojawiło się dwóch mężczyzn. Obaj mieli
ciemniejsze włosy niż cała reszta. Pierwszy, wyglądający na najmłodszego miał
na ustach niegrzeczny, chłopięcy uśmieszek. Wyraźnie nie pasował do niego długi
frak, który miał na sobie, co nie
znaczy, że nie ładnie w nim wyglądał. Wręcz przeciwnie! Wyglądał wprost
nieziemsko.
Natomiast drugi mężczyzna,
wyraźnie najstarszy z tu zebranych miał na sobie ciemny garnitur, w którym czuł
się niesamowicie swobodnie, jakby to była jego druga skóra. Wyglądał
szlachetnie i dostojnie.
- A więc moi drodzy, oto moja
rodzina, którą dzięki wam odzyskałem. Ta piękna dama, to moja siostra – Rebekah,
a ci dwaj to moi bracia- młodszy Kol i starszy Elijah.
Wszyscy podeszli do nas się
przywitać i jeszcze raz przedstawić. Blondynka okazała się zimną i cyniczną
osobą, podobnie jak Kol. Oboje mieli na ustach figlarne uśmiechy i pewnie
chętnie znajdowali sobie coraz nowsze brutalne zabawy. Jedyny Elijah wydawał
się naprawdę sympatyczny i życzliwy.
Przyjęli nas miło, ale z
wyczuwalną rezerwą, jakby chcieli podkreślić, że są starsi i potężniejsi. Ich
dostojność mnie onieśmielała.
- Jak się czujesz, Viktorio? – zapytał
swoim idealnym, brytyjskim głosem, Klaus. No tak, zapomniałam jeszcze o nim.
Nick nosił w sobie połączenie charakterów, wszystkich z rodzeństwa i
zdecydowanie to on stał się teraz ich panem życia i śmierci. Mógł dzięki swoim
sztyletom uśpić ich na kolejny tysiąclecia, kiedy ta broń nie miała na niego żadnego
wpływu.
- Tak, już lepiej. Muszę po
prostu przywyknąć do nowej rzeczywistości.
- Wiesz, że wszyscy mamy u was
dług wdzięczności. W razie potrzeby na pewno wam pomożemy – powiedział i
delikatnie dotknął mojego brzucha. Widziałam kontem oka jak twarz Damona się
napina. Nie chciałam doprowadzić do jego wybuchu, więc podziękowałam grzecznie
Klausowi i przytuliłam się do mojego ukochanego.
- Czas zasiąść do stołu –
powiedział niczym nie zrażony Klaus. – Siostro? – powiedział i wraz z Rebekah
poprowadzili nas do przestronnej jadalni. Pokój był utrzymany jasnych kolorach
połączonych z krwistą czerwienią. Na samą myśl krwi w moim gardle zaigrały
płomyki głodu. Z całych sił starałam się skupić na czymś innym.
Na środku Sali stał potężny,
podłużny stół nakryty do posiłku. Obok stało kilkunastu kelnerów, którzy przytrzymali
nam krzesła kiedy siadaliśmy, apotem podawali do stołu. Na moje nieszczęście
byli to ludzie. Słysząc ich bijące serca, dostawałam regularnego szału. Dziecko
poruszało się nie spokojnie, domagając się jedzenia. Wypiłam kilka kropel
czerwonego wina i złapałam za rękę Damona. Dzięki jego bliskości było mi łatwiej
nad sobą panować. Wsłuchałam się w jego spokojne bicie serca.
- Kochanie, coś nie tak z Julią –
szepnął mi, mój ukochany.
Zaalarmowana jego słowami spojrzałam
na moją siostrę. Faktycznie wyglądała dość dziwnie. Nienaturalnie
wytrzeszczonym i nieruchomym wzrokiem wpatrywała się w Kola, ściskając mocno
rękę Stefanowi, tak że jej kłykcie pobielały. Zielonooki coś spokojnie do niej
mówił, ale nie to przykuło moją uwagę. Najmłodszy z Mikealsonów nie odwzajemnił
Anie przez chwile spojrzenia Julki. On bez przerwy z rozbawioną miną
przypatrywał się mnie. Praktycznie nic nie zjadł, popijał tylko wino delektując
się nim.
- Nie wiem co tu się dzieje, ale
mi się to nie podoba – szepnęłam do Damona.
Rozmowy powoli cichły, a atmosfera
powoli zaczynała gęstnieć. W pewnym momencie było nawet ciężko oddychać. Większość
zebranych wbiło dziwne spojrzenie w moją siostrę, tylko Kol bez przerwy
wpatrywał się we mnie.
,,Zrób coś!’’ – błagałam w
myślach niebieskookiego.
- Klausie, czemu na kolacji nie
pojawiła się nasza ukochana Caroline? – wypalił nagle Damon.
Przez twarz hybrydy przebiegł
cień niezadowolenia, ale atmosfera nie co zelżała.
- Czyż nadal nie chce cię znać za
to, że złamałeś jej kark?- zapytał uszczypliwym tonem.
- To nie długo się zmieni –
powiedział z zaciśniętymi zębami, jakby chciał powstrzymać warkniecie.
Wszyscy roześmialiśmy się, a w
moim przypadku był to śmiech wybawienia. Kol nadal nie spuszczał ze mnie
wzroku, a z niego Julia.
Zrezygnowany Stefan pochylił się
nie co w stronę stołu i zabrał głos.
- Kolacja była naprawdę
wspaniała, ale na nas już czas.
- Tak szybko? – zapytała z
wyraźnym rozczarowaniem, Rebekah. – Tak dawno się nie widzieliśmy, Stefanie.
Tyle wspomnień – powiedziała wyraźnie rozmarzona, a mnie serce podeszło do
gardła. Czy to możliwe? Stefan i Rebekah? Bałam się wybuchu mojej siostry, ale
ona nadal nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w Kola.
- Julia źle się czuje – wyjaśnił krótko,
zimnym głosem Stefan. Takiego go nie znałam.
- Mamy nadzieję, że kiedyś to
powtórzymy – powiedział jakby nie mówił wcale o kolacji, a blond pierwotna
wyszczerzyła do niego zęby. Byłam totalnie zdziwiona i zdezorientowana. Wszyscy
wstaliśmy od stołu, za wyjątkiem Julii. Bracia niemal siłą musieli ją
wyprowadzić z willi.
- Dziękujemy za zaproszenie –
powiedziałam, żegnając się z gospodarzami.
- Liczę na to, że uda nam się
bliżej poznać – powiedział dotąd milczący Elijah.
Kiedy podałam rękę najmłodszemu z
rodzeństwa, ten wcisnął mi ukradkiem w dłoń nie dużą karteczkę. Zdezorientowana
schowałam ja do mojej nie dużej torebki i odpowiedziałam na jego uśmiech.
- Odprowadzę cię – powiedział Klaus.
Aż do wyjścia szliśmy w
milczeniu. Dopiero kiedy pomagał mi wsiąść do samochodu rozpoczął rozmowę.
- Do miasta wróciła Katherina i
Elena. Uważajcie na siebie. One już nie są pod moim wpływem.
- Dobrze – odpowiedziałam i po
chwili już odjeżdżaliśmy z pod willi.
- Co tam się stało?! – zapytałam odwracając
się do Julki.
- Jestem
jego stróżem… Jestem aniołem Kola – powiedziała przerażona.
Następny rozdział pojawi się
dopiero za tydzień w sobotę.
Pozdrawiam ;*
Czytam = Komentuje ;D
Julia Aniołem Stróżem Kola? Noo, to dopiero coś !
OdpowiedzUsuńCiekawe, kto będzie chciał go zabić...
Następny rozdział w kolejną sobotę!? No chyba nie... nie zgadzam sie ;( Ja chcę teraz... ;p
Czekam na nn ^^
Cudowny rozdział, wszystko świetnie napisane na dodatek estetycznie. Mimo że jest na zwykłej białej stronie aż chce się czytać ^^ Będę czekała na następny, szkoda że tak późno, ale cóż ... :) Zapraszam również i do mnie, przyda się jakaś szczera opinia http://elternal-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńO kurczę! Świetny rozdział! :D W ogóle całego Twojego bloga pochłonęłam w godzinę, naprawdę :) Super blog, super pomysł i wykonanie . Czekam na kolejną notę z niecierpliwością </3! Zapraszam też do siebie http://true-story-of-delena.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie takim obrotem sytuacji. 0.0
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Julia mogłaby zostać aniołem Kola. Jestem strasznie ciekawa co w związku z tym wyniknie i z niecierpliwością czekam na nn. Pozdrawiam ~Vittoria
Świetny , przeczytałam wszyściuteńko !! Bardzo kocham twojego bloga . Zapraszam również na mojego bloga o Delenie :http://thevampirediaresdelena.bloog.pl Pozdrawiam Wiktoria :)
OdpowiedzUsuń