wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 2



Dom pierwotnych stał praktycznie w centrum Mystic Falls. Nie można było go nazwać zwykłym mieszkaniem. Już z zewnątrz jasny i niemal monumentalny budynek przypominał płac.
Przy wejściu przywitał nas Niklaus w pięknym czarnym fraku z muchą zamiast krawata.
- Witam, moi drodzy przyjaciele – powiedział, pokazując gestem, żebyśmy weszli do środka. Wystrój przestronnego wnętrza bardzo mnie zdziwił. Spodziewałam się raczej staroświeckiego wystroju podobnego do tego z pensjonatu Salvatorów, a jednak się przeliczyłam. Cały dom był jakby wyjęty z najnowszego katalogu.
Na środku przestronnego salonu, w którym obecnie staliśmy, były piękne marmurowe schody, z których właśnie schodziła piękna blondynka w zielonej suknie do ziemi. Wyglądała jak księżniczka, której ukradziono diadem. Zaraz za nią pojawiło się dwóch mężczyzn. Obaj mieli ciemniejsze włosy niż cała reszta. Pierwszy, wyglądający na najmłodszego miał na ustach niegrzeczny, chłopięcy uśmieszek. Wyraźnie nie pasował do niego długi frak, który miał  na sobie, co nie znaczy, że nie ładnie w nim wyglądał. Wręcz przeciwnie! Wyglądał wprost nieziemsko.
Natomiast drugi mężczyzna, wyraźnie najstarszy z tu zebranych miał na sobie ciemny garnitur, w którym czuł się niesamowicie swobodnie, jakby to była jego druga skóra. Wyglądał szlachetnie i dostojnie.
- A więc moi drodzy, oto moja rodzina, którą dzięki wam odzyskałem. Ta piękna dama, to moja siostra – Rebekah, a ci dwaj to moi bracia- młodszy Kol i starszy Elijah.
Wszyscy podeszli do nas się przywitać i jeszcze raz przedstawić. Blondynka okazała się zimną i cyniczną osobą, podobnie jak Kol. Oboje mieli na ustach figlarne uśmiechy i pewnie chętnie znajdowali sobie coraz nowsze brutalne zabawy. Jedyny Elijah wydawał się naprawdę sympatyczny i życzliwy.
Przyjęli nas miło, ale z wyczuwalną rezerwą, jakby chcieli podkreślić, że są starsi i potężniejsi. Ich dostojność mnie onieśmielała.
- Jak się czujesz, Viktorio? – zapytał swoim idealnym, brytyjskim głosem, Klaus. No tak, zapomniałam jeszcze o nim. Nick nosił w sobie połączenie charakterów, wszystkich z rodzeństwa i zdecydowanie to on stał się teraz ich panem życia i śmierci. Mógł dzięki swoim sztyletom uśpić ich na kolejny tysiąclecia, kiedy ta broń nie miała na niego żadnego wpływu.
- Tak, już lepiej. Muszę po prostu przywyknąć do nowej rzeczywistości.
- Wiesz, że wszyscy mamy u was dług wdzięczności. W razie potrzeby na pewno wam pomożemy – powiedział i delikatnie dotknął mojego brzucha. Widziałam kontem oka jak twarz Damona się napina. Nie chciałam doprowadzić do jego wybuchu, więc podziękowałam grzecznie Klausowi i przytuliłam się do mojego ukochanego.
- Czas zasiąść do stołu – powiedział niczym nie zrażony Klaus. – Siostro? – powiedział i wraz z Rebekah poprowadzili nas do przestronnej jadalni. Pokój był utrzymany jasnych kolorach połączonych z krwistą czerwienią. Na samą myśl krwi w moim gardle zaigrały płomyki głodu. Z całych sił starałam się skupić na czymś innym.
Na środku Sali stał potężny, podłużny stół nakryty do posiłku. Obok stało kilkunastu kelnerów, którzy przytrzymali nam krzesła kiedy siadaliśmy, apotem podawali do stołu. Na moje nieszczęście byli to ludzie. Słysząc ich bijące serca, dostawałam regularnego szału. Dziecko poruszało się nie spokojnie, domagając się jedzenia. Wypiłam kilka kropel czerwonego wina i złapałam za rękę Damona. Dzięki jego bliskości było mi łatwiej nad sobą panować. Wsłuchałam się w jego spokojne bicie serca.
- Kochanie, coś nie tak z Julią – szepnął mi, mój ukochany.
Zaalarmowana jego słowami spojrzałam na moją siostrę. Faktycznie wyglądała dość dziwnie. Nienaturalnie wytrzeszczonym i nieruchomym wzrokiem wpatrywała się w Kola, ściskając mocno rękę Stefanowi, tak że jej kłykcie pobielały. Zielonooki coś spokojnie do niej mówił, ale nie to przykuło moją uwagę. Najmłodszy z Mikealsonów nie odwzajemnił Anie przez chwile spojrzenia Julki. On bez przerwy z rozbawioną miną przypatrywał się mnie. Praktycznie nic nie zjadł, popijał tylko wino delektując się nim.
- Nie wiem co tu się dzieje, ale mi się to nie podoba – szepnęłam do Damona.
Rozmowy powoli cichły, a atmosfera powoli zaczynała gęstnieć. W pewnym momencie było nawet ciężko oddychać. Większość zebranych wbiło dziwne spojrzenie w moją siostrę, tylko Kol bez przerwy wpatrywał się we mnie.
,,Zrób coś!’’ – błagałam w myślach niebieskookiego.
- Klausie, czemu na kolacji nie pojawiła się nasza ukochana Caroline? – wypalił nagle Damon.
Przez twarz hybrydy przebiegł cień niezadowolenia, ale atmosfera nie co zelżała.
- Czyż nadal nie chce cię znać za to, że złamałeś jej kark?- zapytał uszczypliwym tonem.
- To nie długo się zmieni – powiedział z zaciśniętymi zębami, jakby chciał powstrzymać warkniecie.
Wszyscy roześmialiśmy się, a w moim przypadku był to śmiech wybawienia. Kol nadal nie spuszczał ze mnie wzroku, a z niego Julia.
Zrezygnowany Stefan pochylił się nie co w stronę stołu i zabrał głos.
- Kolacja była naprawdę wspaniała, ale na nas już czas.
- Tak szybko? – zapytała z wyraźnym rozczarowaniem, Rebekah. – Tak dawno się nie widzieliśmy, Stefanie. Tyle wspomnień – powiedziała wyraźnie rozmarzona, a mnie serce podeszło do gardła. Czy to możliwe? Stefan i Rebekah? Bałam się wybuchu mojej siostry, ale ona nadal nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w Kola.
- Julia źle się czuje – wyjaśnił krótko, zimnym głosem Stefan. Takiego go nie znałam.
- Mamy nadzieję, że kiedyś to powtórzymy – powiedział jakby nie mówił wcale o kolacji, a blond pierwotna wyszczerzyła do niego zęby. Byłam totalnie zdziwiona i zdezorientowana. Wszyscy wstaliśmy od stołu, za wyjątkiem Julii. Bracia niemal siłą musieli ją wyprowadzić z willi.
- Dziękujemy za zaproszenie – powiedziałam, żegnając się z gospodarzami.
- Liczę na to, że uda nam się bliżej poznać – powiedział dotąd milczący Elijah.
Kiedy podałam rękę najmłodszemu z rodzeństwa, ten wcisnął mi ukradkiem w dłoń nie dużą karteczkę. Zdezorientowana schowałam ja do mojej nie dużej torebki i odpowiedziałam na jego uśmiech.
- Odprowadzę cię – powiedział Klaus.
Aż do wyjścia szliśmy w milczeniu. Dopiero kiedy pomagał mi wsiąść do samochodu rozpoczął rozmowę.
- Do miasta wróciła Katherina i Elena. Uważajcie na siebie. One już nie są pod moim wpływem.
- Dobrze – odpowiedziałam i po chwili już odjeżdżaliśmy z pod willi.
- Co tam się stało?! – zapytałam odwracając się do Julki.
- Jestem jego stróżem… Jestem aniołem Kola – powiedziała przerażona.
Następny rozdział pojawi się dopiero za tydzień w sobotę.
Pozdrawiam ;*
                                    Czytam = Komentuje ;D

5 komentarzy:

  1. Julia Aniołem Stróżem Kola? Noo, to dopiero coś !
    Ciekawe, kto będzie chciał go zabić...
    Następny rozdział w kolejną sobotę!? No chyba nie... nie zgadzam sie ;( Ja chcę teraz... ;p
    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, wszystko świetnie napisane na dodatek estetycznie. Mimo że jest na zwykłej białej stronie aż chce się czytać ^^ Będę czekała na następny, szkoda że tak późno, ale cóż ... :) Zapraszam również i do mnie, przyda się jakaś szczera opinia http://elternal-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę! Świetny rozdział! :D W ogóle całego Twojego bloga pochłonęłam w godzinę, naprawdę :) Super blog, super pomysł i wykonanie . Czekam na kolejną notę z niecierpliwością </3! Zapraszam też do siebie http://true-story-of-delena.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaskoczyłaś mnie takim obrotem sytuacji. 0.0
    Nie spodziewałam się, że Julia mogłaby zostać aniołem Kola. Jestem strasznie ciekawa co w związku z tym wyniknie i z niecierpliwością czekam na nn. Pozdrawiam ~Vittoria

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny , przeczytałam wszyściuteńko !! Bardzo kocham twojego bloga . Zapraszam również na mojego bloga o Delenie :http://thevampirediaresdelena.bloog.pl Pozdrawiam Wiktoria :)

    OdpowiedzUsuń